sobota, 26 grudnia 2009

Wigilia

Wigilijny nastrój w tym roku nie napatoczył się w ogóle do mnie. Niestety kolejny rok spędzam ten piękny czas w Wielkiej Brytanii. Nie mogę narzekać bo mam z kim czas ten spędzić.
Po zeszłorocznym "christmas party" w wigilie tym razem spędziłem święta w angielskim stylu, z angielskimi przyjaciółmi. Ciekaw byłem tych ich zwyczajów, dlatego z niecierpliwością czekałem na te kilka dni. Przedstawię pokrótce co się działo.
Najważniejsza w Polsce jest Wigilia, jako że cała rodzina zbiera się w ten dzień i celebruję w oczekiwaniu. Natomiast w brytyjskiej tradycji Wigilia Bożego Narodzenia to czas ostatniego przygotowania do Świąt, których kulminacją jest 25 grudnia. W ten dzień rodzina zbiera się przy świątecznym obiedzie. Najważniejszym na stole jest indyk, pieczony czasem nadziewany a czasem już podzielony. Wszystko w zasadzie się wokół indyka kręci. Dodatki w postaci sosów, warzyw pieczonych i przypraw a na deser pudding i owocowy triffle. Po obiedzie czas na chyba najważniejszy punkt świątecznego programu, prezenty. Zazwyczaj dosyć praktyczne i w dużej ilości. Następnie czas na odrobinę telewizji w postaci świątecznych, specjalnych odcinków szeroko lubianych seriali, tj. Doctor Who.
Całość wydaje się być spokojnym dniem, bez tego napięcia oczekiwania i gorączki przygotowań jak w Polsce.
Muszę przyznać że udało mi się trochę nasiąknąć tą atmosferą. I cieszę się że mogłem tego doświadczyć.

niedziela, 22 listopada 2009

Kornwalia...

Jak zwykle nie mogłem spędzić normalnego tygodnia w domu dojeżdżając do pracy, tylko musiała mnie firma wysłać na dwa tygodnie do Kornwalii. Kilka razy przydarzyło mi się przebywać w tych okolicach, tym razem jednak dotarłem najdalej. Kornwalia jest ciekawym pięknym miejscem, nader górzystym, zawsze zachmurzonym z dużą ilością deszczu. Jako że weekend spędziłem także tutaj, postanowiłem w niedziele wybrać się nad morze. Pogoda raczej nie dopisała ale i tak warto było. Wspaniałe widoki, szum morza a klify... to mi z ręki jadły! Zatrzymałem się w pięknej wiosce rybackiej Poplerro. To idealne miejsce w którym mógłbym zamieszkać! Mało ludzi ale jakie widoki!
Album :
Polperro

sobota, 24 października 2009

Tylko tutaj

Tak właśnie w Wielkiej Brytanii rozumie się pojęcie 24 godzinnego sklepu.

A
A to są parki tylko dla dzieci, gdzie dorośli nie mogą przebywać bez asysty dziecka.

środa, 14 października 2009

Starość?

Zacząłem być bardziej świadomy finansowy. Przeglądam oferty banków, fundusze emerytalne i inwestycyjne. Staram się coś zrobić z oszczędnościami, rozmawiam i radzę się bardziej w tych kwestiach uświadomionych. Czy to oznacza że się starzeję?

Jest źle

Dokonałem ostatnio obserwacji na sobie. Otóż za każdym razem gdy wypełniam jakieś dokumenty mam w kieszeniach coraz więcej długopisów. Zazwyczaj są to firmowe długopisy które są dostępne tutaj dla każdego, ale dziś gdy byłem w czyimś biurze, przepisywałem coś do swojego kajecika ocknąłem się gdy wychodziłem z pokoju z długopisem którego używałem a który znalazłem na biurku. Czy to powinno mnie zaniepokoić? Czy powinienem się przejmować? Nie robię tego umyślnie, po prostu mam taki odruch. Ale teraz zaczynam się pilnować. Zwracam na to uwagę.
P

czwartek, 24 września 2009

The worst month ever.

Nie wiem gdzie popełniłem błąd? W tym miesiącu naprawdę źle się czuję. Czy to za sprawą samochodu, który przez przypadek musiał zostać oddany do naprawy, czy to przez nadciągający egzamin, czy ten mój nastrój?
Jedyna fajna rzecz, przyjazd brata! Niestety nie miałem w tym czasie wolnego więc jedynie popołudnia i weekend na zwiedzanie. Ale coś tam udało mi się mu pokazać, w sobotę natomiast obowiązkowa wizyta w Londynie. I skończy się wrzesień! Może październik będzie lepszy!

niedziela, 30 sierpnia 2009

Don't waste your time waiting for me

Ogórkowy sezon w kinematografi, mimo dużego jak się wydaje wyboru, nie ma niczego co by mnie zainteresowało. Dlatego w dzisiejszy wieczór wybrałem najbardziej obiecujący tytuł :"Time traveler's wife". Ciekawa historia oparta na krótkiej noweli. Nie będę się zagłębiał w treść i historię. Napiszę jakie na mnie ten film wrażenie wywarł. Podróż w czasie, czyż nie każdy z nas o tym kiedyś myślał? Jakby to było móc ostrzec się przed upadkiem z drzewa w letnie popołudnie? Albo znać szczęśliwe numery w loterii? A może ostrzec kogoś bliskiego przed wypadkiem? Niestety na ten czas podróże w czasie są niemożliwe. Ten film opowiada historię człowieka który posiada właściwość podróży w czasie, urodził się z nią, i towarzyszy ona mu przez całe jego życie jako nieodłączna część jego "Ja". Film jednak nie wgłębia się w samą istotę podróży w czasie. Nie to jest najważniejsze, nie na tym mamy skupić swoją uwagę. W pewnym sensie jest nawet rzeczą normalną, jest czymś powszednim dla głównych bohaterów, a po części dla nas, widzów. To na co mamy zwrócić uwagę to konsekwencje i nieuchronność zdarzeń. Nie ważne jest jak bardzo staramy się zapobiec lub doprowadzić do pewnych zdarzeń, nie mamy na nie wpływu.Walczymy i wiemy że przegrywamy. Tracimy cenny czas...
Film jest prosty w opowieści ale zbudowany nazbyt pokrętnie. Początek filmu wydał mi się zbyt długi i nudnawy, choć rozwinięcie i zakończenie warte były czekania.
Warty jest obejrzenia.

Znowu to zrobił

Na półki sklepowe weszła ostatnio nowa płyta Moby'ego. Relaksacyjne dźwięki wprawiają w dobry nastrój , odstresują ale nie pozwalają odlecieć - nadal czujesz się trzeźwy w czasie ich słuchania. Nie powiem by zaskoczył mnie jakimś nowym brzmieniem, nadal wykorzystuje podobną technikę, te same kombinacje. Ale ta jego powtarzalność jest jego znakiem rozpoznawczym, te dźwięki sprawiają że nazywa się go mistrzem chilloutu! Polecam na ciche ponure dni, gdy za oknem deszcz. Moby - "Wait for me"

niedziela, 26 lipca 2009

The Royal Welsh Show

Czy rolnictwo może być interesujące? Sam nie wiem czy tak. Na studiach poznałem kilka zakamarków tej rozległej dziedziny, ale nie był to mój kierunek studiów. Jedyne co powiem to że lubię sobie czasem pogrzebać w czarnoziemie. Przez ostatnie dwa tygodnie miałem okazję pracować głęboko w Walii, szczęściem w tym samym czasie niedaleko miejsca pracy odbywały się największe w Europie targi rolnicze. Nie mogłem sobie pozwolić by opuścić takie wydarzenie, być może nie będę miał okazji nigdy czegoś takiego zobaczyć. Mimo wysokiej ceny biletów show warte było swojej ceny.Nigdy nie widziałem takie wspaniale utrzymanych zwierząt gospodarskich, przepiękne owce i kozy, dorodne tuczniki i maciory, wspaniałe bydło.
Niestety nie udało mi się zobaczyć konkursowych pokazów zwierząt. Szkoda ale i tak jestem zadowolony.
Oprócz zwierząt znajdowały się tam także sprzęt rolniczy, maszyny do prac w lesie (dziwne bo Wielka Brytania nie ma zbyt wiele terenów zalesionych) i stoiska spożywcze i florystyczne.

Jedyne co mnie zdziwiło to brak w pobliżu cudzoziemców, nie licząc Anglików, nie spotkałem nikogo innego spoza wyspy.
Ogólna ocena bardzo pozytywna, mógłbym tam spędzić troszkę więcej czasu.



niedziela, 5 lipca 2009

Po powrocie

Wróciłem z tych niesamowitych wakacji, spędzonych w pięknym kraju Portugalii. Co przywiozłem z tej podróży? Obraz innego kraju, pięknego acz trochę zaniedbanego, który potrzebuje trochę zmian. Portugalia ma się czym chwalić, przepiękne krajobrazy, cudowne plaże, wspaniali ludzie. Z drugiej strony zaniedbane domy w biednych okolicach, niebezpieczne zakątki kraju w których nie należy się pokazywać zwłaszcza jeśli nie jest się Portugalczykiem.
Nie wiem czy wrócę tam wkrótce ale na pewno mam cudowne wspomnienia z tego kraju...

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Za duzo slonca

Tydzień zaczął się wycieczką nad ocean, zaskakująco dla mnie woda była bardzo słona. No cóż mając na uwadze to ze znam tylko wodę w ZEK-u to można się było tego zaskoczenia spodziewać. Godzina jazdy samochodem na plażę dala mi pewien obraz życia w Portugalii. Mijaliśmy wioski i miasteczka, a jedyne co mi to przypominało były takie okolice w stylu południowo amerykańskich oper mydlanych. Gdzie właściciel mieszka w wielkim domu a niewolnicy zbierający bawełnę żyją w okolicznych domkach.

Okolice znacznie rożne od naszych polskich wiosek i miast. Domy inaczej projektowane i zazwyczaj w jednym stylu budowane (jasne kolory ścian, czerwony lub pomarańczowy dach z dachówek). Otoczone ogrodem raczej nie trawiastym, z jak dla mnie egzotycznymi drzewami (pomarańcze,bananowce,palmy). Przy większości domów mały basen. W tym czasie roku, gdy temperatury przekraczają 30 stopni, życie toczy się wczesnym rankiem lub późnym popołudniem. W czasie południa miasta zamierają, a mieszkańcy zamykają się w domach przy zasłoniętych roletach (by nie wpuszczać ciepła do środka domu).

Wioski rozlokowane w okolicach kościołów, zazwyczaj małych ale ciekawych. Uliczki wąskie, kręte, czasem nawierzchnia niezbyt dobrej jakości .

Co do ludzi, to trudno mi coś powiedzieć jako ze nie jestem biegły w portugalskim ,wiec w 85 procentach nie rozumiem co mówią ,ale jak wszędzie są ciekawscy i od razu wiedza ze nie jestem stad. Są gościnni ale nie natrętni, jeśli odmowie czegoś nie namawiają. Język jest trudny, często słowa zlewają się w jedna całość. Portugalczycy mówią w miarę szybko i w pewnym sensie język ich przypomina rosyjski, oczywiście dla kogoś kto słyszał rosyjski różnica jest oczywista ,ale dla kogoś kto jedynie ma zarys, język może być podobny. Słowa w portugalskim dosyć często zaczerpnięte są z łaciny wiec można pewne sentencje zrozumieć. Sami Portugalczycy z wyglądu są do siebie podobni, ciemna skora ale nie mocno, oczy ciemne i włosy dość często czarne bądź mocno brązowe. Kobiety niezbyt wysokie, ubierające się po europejsku choć starsze pokolenie czasem ubiera tradycyjne stroje, zazwyczaj do kościoła. Mężczyźni troszkę wyżsi od kobiet ale nie wysocy, młodzi często z kręconymi włosami, starsi wąsaci i z nieodłącznym nakryciem głowy.

Przechodząc do opisu kuchni portugalskiej, jest w pewnym sensie śródziemnomorska. Z dużą ilością owoców i warzyw. Owoce morza pojawiają się dość często na stole ale oprócz tego także wieprzowina i wołowina, czasem jagnięcina ale nie tak często jak w Wielkiej Brytanii. Potrawy najczęściej gotowane lub pieczone.

Tyle tylko udało mi się zauważyć po dwóch dniach obserwacji ale myślę ze trafnie wszystko zanotowałem.

W kolejnym wpisie postaram sie zawrzeć obserwacje dotyczące krajobrazów Portugalii.

PS. Dzień spędzony na plaży i już zaczerwienione plecy. Nawet krem do opalania nie pomaga na białą skore.

niedziela, 21 czerwca 2009

Portugalia...

Czekalem na ten tydzien bardzo dlugo. Wreszcie urlop w cieplym kraju. Na sam poczatek 35 stopni... Wylot z Bristolu (15 stopni) do goracej Lizbony (35 stopni). Fala goraca uderzyla mnie w twarz i powalila na nogi. Na szczescie bylem na tyle madry ze zabralem tylko krotkie letnie rzeczy. Przydadza sie w tym tygodniu! Dzisiaj tylko wizyta w Fatimie, duchowej stolicy Portugali...

wtorek, 26 maja 2009

Wakacje

Nadszedł czas by odpocząć. Zaplanowane od dawna dwa tyg przyszły znienacka, a mijają jeszcze szybciej! Jako że jeszcze nie byłem w Polsce na wakacjach dwu tygodniowych postanowiłem zaliczyć wszystkie najważniejsze punkty wycieczkowe, nie omijając innych atrakcji tj. gabinety lekarskie.
Rozpocząłem od Wrocławia, gdzie siostra (trzy z sześciu) moja przywitała mnie chlebem i pierogami. Prawie cały tydzień we Wrocławiu, spędzony na odwiedzaniu znajomych i wizytach u lekarzy. Dobrze że czasami człowiek może sobie pozwolić na prywatną wizytę u lekarza. Z takimi okresami oczekiwania nigdy bym się nie konsultował.
Po Wrocławiu czas przyszedł na Katowice. Przyjaciel mój Michał przyjął mnie ze śląską gościnnością, powściągliwą acz życzliwą. Trochę czasu spędzonego nad stołem operacyjnym przypomniało mi jakie studia skończyłem.
Wreszcie Kraków i mój brat (cztery z sześciu). Mój osobisty przewodnik był bardzo dobrze przygotowany do pokazania mi najważniejszych atrakcji starej stolicy Polski.
Wspaniała pogoda i super wycieczka!
Teraz tydzień w domu w Radymnie. Intensywny ale mam nadzieję że wreszcie odpocznę!
Zobaczymy...
Zapraszam do obejrzenia albumu z tego wyjazdu na moim albumie.

niedziela, 10 maja 2009

When no man has gone before

Nie mogę się nazwać fanatykiem Star Treka, ale z całą pewnością mogę o sobie powiedzieć uświadomiony wyznawca. Kiedy usłyszałem o planach nakręcenia tego filmu, byłem zaciekawiony. Jak jeszcze można wykorzystać stare kanony z tego uniwersum? Gdzie zostało coś do pokazania? Potem dowiedziałem się że film opowiadać będzie o początkach współpracy najsławniejszej załogi statku USS Enterprise. Kapitan Kirk & Co. Idea mi się spodobała. Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć o dobrze nam znanych bohaterach.
Wczoraj udałem się do kina by zobaczyć na własne oczy czy film był warty oczekiwania.
Od pierwszej minuty obraz wbił mnie w fotel. Przez cale 2 godziny trwania trzymał w nieustannym napięciu, jak prawdziwe kino akcji. Czegoś takiego w Star Treku jeszcze nie było.
Oszczędzono widzom tzw techno-gadki, mimo że używane są opisy techniczne, jest ich zdecydowanie mniej niż w niejednym odcinki któregokolwiek z seriali Star Trek. Efekty specjalne niesamowite. W pewnym momentach czułem się jakbym stał pośrodku mostka statku kosmicznego. Co do meritum filmu, scenarzyści skupili się na opowiedzeniu widzowi historii początku przyjaźni Kirka ze Spockiem. Dużą cześć czasu poświęcona jest walce natury ludzkiej (emocjonalnej) z naturą vulcańską (logiczną) w osobowości Spocka. Nie zapomniano też o podstawach buntowniczego zachowania kapitana Kirka w jego późniejszej służbie na pokładzie Enterprise.
Prawdziwi trekerzy zauważą pewne nieścisłości w wątkach poruszonych w tym filmie (np Kirk urodził się w mieście Riverside w stanie Iowa a nie na statku kosmicznym), ale myślę że jest to dobrze nakręcony film i każdemu nawet nie zorientowanemu w sprawie widzowi przyniesie radość oglądania.
Jedyne do czego muszę i chcę się przyczepić to ścieżka dźwiękowa, miała nadać filmowi pewnego patosu, podniosłości i charakteru a w pewnych momentach najnormalniej przeszkadzała!!! Jestem niepocieszony że nie skorzystano z pewnych wątków z trekowej nuty. Choć zaakcentowanie było by wspaniałym hołdem dla starej serii.
Ogólna ocena: WARTO!
Oficjalnie rozpoczynam teraz czas oczekiwania na kolejną cześć w tej nowej serii przygód załogi tak sławnego statku kosmicznego Zjednoczonej Federacji Planet Enterprise.

wtorek, 5 maja 2009

30 000 mil naziemnej żeglugi

W styczniu 2008 roku po półrocznych zmaganiach z systemem uzyskałem prawo jazdy kategorii B. Szczególnie nie było mi potrzebne ale że chciałem wyjechać do pracy, zobligowany zostałem do zdania egzaminu. Większość moich znajomych, czy to z liceum czy ze studiów prawo jazdy juz dawno mieli gdy ja w czasie kursu miałem problemy ze sprzęgłem. Rok minął i mam na swoim koncie bez mała 30 000 mil (ok 48000 km) przejechanych za sobą! Nie próżnowałem. Początek był trudny, nadal mam problemy z parkowanie ale żadnych większych wpadek nie zaliczyłem. Do czasu... Oto pod koniec marca, wracając z pracy zmęczony i rozkojarzony "zaparkowałem" swoim Clio w tył "jeepa". Hmmm... Mój samochód pokiereszowany a jeep nawet nie draśnięty. Ale co samochód to samochód. Najważniejsze że po takiej wpadce mój jeszcze nadawał się do użytku.
Co było potem? Musiałem oddać samochód do naprawy, nie opiszę Wam całości sytuacji, tylko dam Wam radę, jeśli możecie omijajcie angielskie garaże naprawiające samochody, a gdy musicie skorzystać z ich usług dokładnie opiszcie czego oczekujecie od zakładu. Nie pozostawcie cienia wątpliwości o jakie naprawy Wam chodzi. Ja tego nie zrobiłem i teraz płacę. Ale nic to...
Na koniec fotka mojego samochodu po kolizji.

Bez tytułu

Sprowadzony na ziemię, zbesztany i zmieszany z błotem, powracam. Tak, kajam się! To mój rekord nieobecności na blogu. Nie mam wymówki ani wytłumaczenia.
Wiele się działo i po troszę uaktualnie moje wpisy. Dajcie mi czas!

poniedziałek, 16 lutego 2009

Ile jeszcze?

Dokładnie rok temu wsiadłem do samolotu i przyleciałem do Wielkiej Brytanii. Rok czasu a wydaję mi się jak by to było wczoraj. Byłem nieprzygotowany na tak duże wyzwanie, byłem nieświadomy tego co mogę tutaj spotkać, a jednak udało mi się przetrwać ten rok. I z małą nadzieją spoglądam w przyszłość. Czy coś się zmieni do następnej rocznicy? Czy będzie następna rocznica??
Chyba się troszeczkę zmieniłem. Nie wiem sam, trudno mi to ocenić. Pewnie moi znajomi i rodzina mogłaby coś więcej na ten temat powiedzieć. To oni towarzyszyli mi w moich zmaganiach.
Poznałem wielu wspaniałych ludzi tutaj, których w żadnych innych okolicznościach poznać bym nie mógł.
Dzień jednak jak każdy inny a życie toczy się nieprzerwanie.

środa, 4 lutego 2009

Powtórka z rozrywki

Niestety kolejny mój wpis będzie opisem nieporadności mieszkańców tego pięknego kraju. Od tygodnia nagłówki gazet ogłaszają katastrofę na skalę ogólnonarodową. Co jest powodem? Śnieg. Największe opady śniegu od 20 lat, w niektórych miejscach jest nawet 20 cm . Zadziwiające że jeszcze nie ogłosili stanu wyjątkowego. Jedyne co można powiedzieć to że tym razem nie tylko polskich drogowców zaskoczyła zima. Zamknięte szkoły w niektórych miejscach, porzucone samochody, opuszczone miejsca pracy.
Kraj jest całkowicie nieprzygotowany na opad śniegu. Nawet mała jego ilość powoduje zaniepokojenie władz. Na moje pytanie czy ktoś tutaj zmienia opony na zimowe, jedyne co usłyszałem to co to zimowa opona?
Na drogach śnieg i lód od kilku dni ale ani jednego samochodu posypującego asfalt solą.
Co ja o tym myślę? Nie przeskoczysz natury, ale czasami można oglądać prognozę pogody!!!

sobota, 31 stycznia 2009

Brytyjska praca dla Brytyjczyków.

Rozpętała się burza w telewizji na wyspach. W kilku zakładach pracy które zatrudniają obcokrajowców Brytyjczycy przeprowadzili strajki. O co ta batalia? Kilka miesięcy temu premier Wlk. Brytanii zapowiedział że dopilnuje tego by wszystkie oferty pracy tutaj były najpierw dostępne dla brytyjskich bezrobotnych, a dopiero potem dla zagranicznych pracowników. Ciekawe podejście. Tylko wygląda na to że pan Gordon Brown nie wiedział podstawowej zasady panującej po otwarciu brytyjskiego rynku pracy, to nie są brytyjskie miejsca pracy dla Brytyjczyków, tylko europejskie miejsca pracy dla obywateli Europy. Teoretycznie każdy się może o takie zatrudnienie starać.
Po części osobiście zgadzam się z ludźmi którzy czują się oszukani. Bezrobotni przez długi okres czasu, poszukują pracy w swoim rejonie a praca jest ale dla pracownika z Polski, Włoch czy Francji (to główni "dostarczyciele" siły roboczej na wyspy). Ale prawo jest prawem, zawsze przecież mogą wyjechać do Polski i poszukać pracy w naszym kraju, ale przepraszam zapomniałem że mała jest tu znajomość języków obcych.
Kiedy przyjechałem tutaj prawie rok temu (16 lutego 2008) jednym z pierwszych programów jakie widziałem w lokalnej telewizji był reportaż o pracownikach z Polski pracujących przy zbiorze warzyw i owoców na farmach, od rana do wieczora, za niską stawkę godzinową. Reporter starał sie być obiektywny dlatego zapytał bezrobotnych młodych ludzi stojących przed Job Center ( brytyjski UP) o ich komentarz w sprawie obcokrajowców pracujących w Wlk. Brytanii. "Kradną nam pracę" "Niech wracają do siebie" - standardowe komentarze, po których reporter zadał proste pytanie: Czy będziecie pracować na ich miejscu za 6,5 £/ h, zbierając warzywa na polu?
Nie, to nie dla nich. 6,5£ to głodowa stawka. Nie zdziwiło mnie to, bo tutaj zasiłek dla osoby poszukującej pracy wynosi mnie więcej 700 £. Co jest wystarczającą sumą na mięsieczne godziwe życie.
Czy czuję jakbym kradł komuś pracę? Nigdy. Pracuję, płacę podatki, ubezpieczenie społeczne, i z tych wszystkich pieniędzy są opłacani ci bezrobotni ktorzy na takich pracowników jak ja narzekają.
Dlatego tak łatwo i bez żadnych protestów przyjmowane są dowcipy o Polakach. Nikt jednak nie podejmie tematu imigrantów z Azji czy Afryki. Nikt przecież nie chce być posądzonym o rasizm.

Problem?

Czy spotkaliście się kiedyś ze stereotypem wiecznie pijanego Polaka? Wszędzie gdzie ktoś słyszał o Polsce wiadomym jest że alkohol się tam leje strumieniami. Ale jakie było moje zdziwienie gdy usłyszałem w radiu iż rząd Wielkiej Brytanii zastanawia się na podniesieniem dopuszczalnego wieku spożywania alkoholu z 5 lat do 16. Tak!!! 5 lat w Wielkiej Brytanii jest dopuszczalnym wiekiem spożywania alkoholu pod opieką i za aprobatą rodziców w domu. Powyżej 16 roku życia można zamówić piwo w restauracji. I tym podobne przepisy. Oni myślą że my mamy problem. Ale czy ktoś podawał Wam w domu alkohol gdy mieliście 5 lat ? Ja rozumiem młodzieńczą ciekawość, bunt w okresie dojrzewania ale był w tym zdroworozsądkowy ( w większości przypadków) umiar. Wszyscy wiemy że alkohol w Polsce jest nieletnim zabroniony. Żadne 5, 14 czy 16 lat tylko 18 jest granicą. Według ostatnich sondaży europejskich instytutów badawczych Polska jest krajem o jednym z niższych odsetków spożywania alkoholu w Europie, natomiast Wielka Brytania - pnie się w górę. My widzimy swój problem z alkoholem - społeczne przyzwolenie, mocno zakorzeniona kultura picia przy różnych okazjach. A tutaj problem jest dopiero zauważany. Życzę powodzenia.
" Nie pijesz?? Przecież wy " rosjanie" lubicie alkohol? " - bez komentarza.

piątek, 2 stycznia 2009

Sylwester

Pierwszy mój sylwester w innej strefie czasowej. Godzinę później niż w Polsce. Ale i tak celebrowaliśmy oba, polski i angielski.
Na tydzień z Polski przyjechały moje znajome ze studiów by spędzić z nami Sylwester i Nowy Rok. Niestety w Anglii wolny dzień to tylko 1 stycznia, więc 31 grudnia jeszcze musiałem pójść do pracy. Potem 3.5 h w samochodzie by dojechać do Hull, ale warto było. Dobra zabawa w dobrym towarzystwie to najważniejsze. Na Nowy Rok pojechaliśmy do Yorku by trochę pozwiedzać.
I tak zakończył się okres świąt i wolnych dni. Teraz czas wrócić do rzeczywistości.
Ps. Zdjęcia jak zwykle w albumie picassa.