sobota, 26 grudnia 2009
Wigilia
Po zeszłorocznym "christmas party" w wigilie tym razem spędziłem święta w angielskim stylu, z angielskimi przyjaciółmi. Ciekaw byłem tych ich zwyczajów, dlatego z niecierpliwością czekałem na te kilka dni. Przedstawię pokrótce co się działo.
Najważniejsza w Polsce jest Wigilia, jako że cała rodzina zbiera się w ten dzień i celebruję w oczekiwaniu. Natomiast w brytyjskiej tradycji Wigilia Bożego Narodzenia to czas ostatniego przygotowania do Świąt, których kulminacją jest 25 grudnia. W ten dzień rodzina zbiera się przy świątecznym obiedzie. Najważniejszym na stole jest indyk, pieczony czasem nadziewany a czasem już podzielony. Wszystko w zasadzie się wokół indyka kręci. Dodatki w postaci sosów, warzyw pieczonych i przypraw a na deser pudding i owocowy triffle. Po obiedzie czas na chyba najważniejszy punkt świątecznego programu, prezenty. Zazwyczaj dosyć praktyczne i w dużej ilości. Następnie czas na odrobinę telewizji w postaci świątecznych, specjalnych odcinków szeroko lubianych seriali, tj. Doctor Who.
Całość wydaje się być spokojnym dniem, bez tego napięcia oczekiwania i gorączki przygotowań jak w Polsce.
Muszę przyznać że udało mi się trochę nasiąknąć tą atmosferą. I cieszę się że mogłem tego doświadczyć.
niedziela, 22 listopada 2009
Kornwalia...
Album :
Polperro |
sobota, 24 października 2009
środa, 14 października 2009
Starość?
Jest źle
P
czwartek, 24 września 2009
The worst month ever.
Jedyna fajna rzecz, przyjazd brata! Niestety nie miałem w tym czasie wolnego więc jedynie popołudnia i weekend na zwiedzanie. Ale coś tam udało mi się mu pokazać, w sobotę natomiast obowiązkowa wizyta w Londynie. I skończy się wrzesień! Może październik będzie lepszy!
niedziela, 30 sierpnia 2009
Don't waste your time waiting for me
Film jest prosty w opowieści ale zbudowany nazbyt pokrętnie. Początek filmu wydał mi się zbyt długi i nudnawy, choć rozwinięcie i zakończenie warte były czekania.
Warty jest obejrzenia.
Znowu to zrobił
niedziela, 2 sierpnia 2009
niedziela, 26 lipca 2009
The Royal Welsh Show
Oprócz zwierząt znajdowały się tam także sprzęt rolniczy, maszyny do prac w lesie (dziwne bo Wielka Brytania nie ma zbyt wiele terenów zalesionych) i stoiska spożywcze i florystyczne.
Jedyne co mnie zdziwiło to brak w pobliżu cudzoziemców, nie licząc Anglików, nie spotkałem nikogo innego spoza wyspy.
Ogólna ocena bardzo pozytywna, mógłbym tam spędzić troszkę więcej czasu.
niedziela, 5 lipca 2009
Po powrocie
Nie wiem czy wrócę tam wkrótce ale na pewno mam cudowne wspomnienia z tego kraju...
poniedziałek, 22 czerwca 2009
Za duzo slonca
Tydzień zaczął się wycieczką nad ocean, zaskakująco dla mnie woda była bardzo słona. No cóż mając na uwadze to ze znam tylko wodę w ZEK-u to można się było tego zaskoczenia spodziewać. Godzina jazdy samochodem na plażę dala mi pewien obraz życia w Portugalii. Mijaliśmy wioski i miasteczka, a jedyne co mi to przypominało były takie okolice w stylu południowo amerykańskich oper mydlanych. Gdzie właściciel mieszka w wielkim domu a niewolnicy zbierający bawełnę żyją w okolicznych domkach.
Okolice znacznie rożne od naszych polskich wiosek i miast. Domy inaczej projektowane i zazwyczaj w jednym stylu budowane (jasne kolory ścian, czerwony lub pomarańczowy dach z dachówek). Otoczone ogrodem raczej nie trawiastym, z jak dla mnie egzotycznymi drzewami (pomarańcze,bananowce,palmy). Przy większości domów mały basen. W tym czasie roku, gdy temperatury przekraczają 30 stopni, życie toczy się wczesnym rankiem lub późnym popołudniem. W czasie południa miasta zamierają, a mieszkańcy zamykają się w domach przy zasłoniętych roletach (by nie wpuszczać ciepła do środka domu).
Wioski rozlokowane w okolicach kościołów, zazwyczaj małych ale ciekawych. Uliczki wąskie, kręte, czasem nawierzchnia niezbyt dobrej jakości .
Co do ludzi, to trudno mi coś powiedzieć jako ze nie jestem biegły w portugalskim ,wiec w 85 procentach nie rozumiem co mówią ,ale jak wszędzie są ciekawscy i od razu wiedza ze nie jestem stad. Są gościnni ale nie natrętni, jeśli odmowie czegoś nie namawiają. Język jest trudny, często słowa zlewają się w jedna całość. Portugalczycy mówią w miarę szybko i w pewnym sensie język ich przypomina rosyjski, oczywiście dla kogoś kto słyszał rosyjski różnica jest oczywista ,ale dla kogoś kto jedynie ma zarys, język może być podobny. Słowa w portugalskim dosyć często zaczerpnięte są z łaciny wiec można pewne sentencje zrozumieć. Sami Portugalczycy z wyglądu są do siebie podobni, ciemna skora ale nie mocno, oczy ciemne i włosy dość często czarne bądź mocno brązowe. Kobiety niezbyt wysokie, ubierające się po europejsku choć starsze pokolenie czasem ubiera tradycyjne stroje, zazwyczaj do kościoła. Mężczyźni troszkę wyżsi od kobiet ale nie wysocy, młodzi często z kręconymi włosami, starsi wąsaci i z nieodłącznym nakryciem głowy.
Przechodząc do opisu kuchni portugalskiej, jest w pewnym sensie śródziemnomorska. Z dużą ilością owoców i warzyw. Owoce morza pojawiają się dość często na stole ale oprócz tego także wieprzowina i wołowina, czasem jagnięcina ale nie tak często jak w Wielkiej Brytanii. Potrawy najczęściej gotowane lub pieczone.
Tyle tylko udało mi się zauważyć po dwóch dniach obserwacji ale myślę ze trafnie wszystko zanotowałem.
W kolejnym wpisie postaram sie zawrzeć obserwacje dotyczące krajobrazów Portugalii.
PS. Dzień spędzony na plaży i już zaczerwienione plecy. Nawet krem do opalania nie pomaga na białą skore.
niedziela, 21 czerwca 2009
Portugalia...
wtorek, 26 maja 2009
Wakacje
Rozpocząłem od Wrocławia, gdzie siostra (trzy z sześciu) moja przywitała mnie chlebem i pierogami. Prawie cały tydzień we Wrocławiu, spędzony na odwiedzaniu znajomych i wizytach u lekarzy. Dobrze że czasami człowiek może sobie pozwolić na prywatną wizytę u lekarza. Z takimi okresami oczekiwania nigdy bym się nie konsultował.
Po Wrocławiu czas przyszedł na Katowice. Przyjaciel mój Michał przyjął mnie ze śląską gościnnością, powściągliwą acz życzliwą. Trochę czasu spędzonego nad stołem operacyjnym przypomniało mi jakie studia skończyłem.
Wreszcie Kraków i mój brat (cztery z sześciu). Mój osobisty przewodnik był bardzo dobrze przygotowany do pokazania mi najważniejszych atrakcji starej stolicy Polski.
Wspaniała pogoda i super wycieczka!
Teraz tydzień w domu w Radymnie. Intensywny ale mam nadzieję że wreszcie odpocznę!
Zobaczymy...
Zapraszam do obejrzenia albumu z tego wyjazdu na moim albumie.
niedziela, 10 maja 2009
When no man has gone before
Wczoraj udałem się do kina by zobaczyć na własne oczy czy film był warty oczekiwania.
Od pierwszej minuty obraz wbił mnie w fotel. Przez cale 2 godziny trwania trzymał w nieustannym napięciu, jak prawdziwe kino akcji. Czegoś takiego w Star Treku jeszcze nie było.
Oszczędzono widzom tzw techno-gadki, mimo że używane są opisy techniczne, jest ich zdecydowanie mniej niż w niejednym odcinki któregokolwiek z seriali Star Trek. Efekty specjalne niesamowite. W pewnym momentach czułem się jakbym stał pośrodku mostka statku kosmicznego. Co do meritum filmu, scenarzyści skupili się na opowiedzeniu widzowi historii początku przyjaźni Kirka ze Spockiem. Dużą cześć czasu poświęcona jest walce natury ludzkiej (emocjonalnej) z naturą vulcańską (logiczną) w osobowości Spocka. Nie zapomniano też o podstawach buntowniczego zachowania kapitana Kirka w jego późniejszej służbie na pokładzie Enterprise.
Prawdziwi trekerzy zauważą pewne nieścisłości w wątkach poruszonych w tym filmie (np Kirk urodził się w mieście Riverside w stanie Iowa a nie na statku kosmicznym), ale myślę że jest to dobrze nakręcony film i każdemu nawet nie zorientowanemu w sprawie widzowi przyniesie radość oglądania.
Jedyne do czego muszę i chcę się przyczepić to ścieżka dźwiękowa, miała nadać filmowi pewnego patosu, podniosłości i charakteru a w pewnych momentach najnormalniej przeszkadzała!!! Jestem niepocieszony że nie skorzystano z pewnych wątków z trekowej nuty. Choć zaakcentowanie było by wspaniałym hołdem dla starej serii.
Ogólna ocena: WARTO!
Oficjalnie rozpoczynam teraz czas oczekiwania na kolejną cześć w tej nowej serii przygód załogi tak sławnego statku kosmicznego Zjednoczonej Federacji Planet Enterprise.
wtorek, 5 maja 2009
30 000 mil naziemnej żeglugi
Co było potem? Musiałem oddać samochód do naprawy, nie opiszę Wam całości sytuacji, tylko dam Wam radę, jeśli możecie omijajcie angielskie garaże naprawiające samochody, a gdy musicie skorzystać z ich usług dokładnie opiszcie czego oczekujecie od zakładu. Nie pozostawcie cienia wątpliwości o jakie naprawy Wam chodzi. Ja tego nie zrobiłem i teraz płacę. Ale nic to...
Na koniec fotka mojego samochodu po kolizji.
Bez tytułu
Wiele się działo i po troszę uaktualnie moje wpisy. Dajcie mi czas!
poniedziałek, 16 lutego 2009
Ile jeszcze?
Chyba się troszeczkę zmieniłem. Nie wiem sam, trudno mi to ocenić. Pewnie moi znajomi i rodzina mogłaby coś więcej na ten temat powiedzieć. To oni towarzyszyli mi w moich zmaganiach.
Poznałem wielu wspaniałych ludzi tutaj, których w żadnych innych okolicznościach poznać bym nie mógł.
Dzień jednak jak każdy inny a życie toczy się nieprzerwanie.
środa, 4 lutego 2009
Powtórka z rozrywki
Kraj jest całkowicie nieprzygotowany na opad śniegu. Nawet mała jego ilość powoduje zaniepokojenie władz. Na moje pytanie czy ktoś tutaj zmienia opony na zimowe, jedyne co usłyszałem to co to zimowa opona?
Na drogach śnieg i lód od kilku dni ale ani jednego samochodu posypującego asfalt solą.
Co ja o tym myślę? Nie przeskoczysz natury, ale czasami można oglądać prognozę pogody!!!
sobota, 31 stycznia 2009
Brytyjska praca dla Brytyjczyków.
Po części osobiście zgadzam się z ludźmi którzy czują się oszukani. Bezrobotni przez długi okres czasu, poszukują pracy w swoim rejonie a praca jest ale dla pracownika z Polski, Włoch czy Francji (to główni "dostarczyciele" siły roboczej na wyspy). Ale prawo jest prawem, zawsze przecież mogą wyjechać do Polski i poszukać pracy w naszym kraju, ale przepraszam zapomniałem że mała jest tu znajomość języków obcych.
Kiedy przyjechałem tutaj prawie rok temu (16 lutego 2008) jednym z pierwszych programów jakie widziałem w lokalnej telewizji był reportaż o pracownikach z Polski pracujących przy zbiorze warzyw i owoców na farmach, od rana do wieczora, za niską stawkę godzinową. Reporter starał sie być obiektywny dlatego zapytał bezrobotnych młodych ludzi stojących przed Job Center ( brytyjski UP) o ich komentarz w sprawie obcokrajowców pracujących w Wlk. Brytanii. "Kradną nam pracę" "Niech wracają do siebie" - standardowe komentarze, po których reporter zadał proste pytanie: Czy będziecie pracować na ich miejscu za 6,5 £/ h, zbierając warzywa na polu?
Nie, to nie dla nich. 6,5£ to głodowa stawka. Nie zdziwiło mnie to, bo tutaj zasiłek dla osoby poszukującej pracy wynosi mnie więcej 700 £. Co jest wystarczającą sumą na mięsieczne godziwe życie.
Czy czuję jakbym kradł komuś pracę? Nigdy. Pracuję, płacę podatki, ubezpieczenie społeczne, i z tych wszystkich pieniędzy są opłacani ci bezrobotni ktorzy na takich pracowników jak ja narzekają.
Dlatego tak łatwo i bez żadnych protestów przyjmowane są dowcipy o Polakach. Nikt jednak nie podejmie tematu imigrantów z Azji czy Afryki. Nikt przecież nie chce być posądzonym o rasizm.
Problem?
" Nie pijesz?? Przecież wy " rosjanie" lubicie alkohol? " - bez komentarza.
piątek, 2 stycznia 2009
Sylwester
Na tydzień z Polski przyjechały moje znajome ze studiów by spędzić z nami Sylwester i Nowy Rok. Niestety w Anglii wolny dzień to tylko 1 stycznia, więc 31 grudnia jeszcze musiałem pójść do pracy. Potem 3.5 h w samochodzie by dojechać do Hull, ale warto było. Dobra zabawa w dobrym towarzystwie to najważniejsze. Na Nowy Rok pojechaliśmy do Yorku by trochę pozwiedzać.
I tak zakończył się okres świąt i wolnych dni. Teraz czas wrócić do rzeczywistości.
Ps. Zdjęcia jak zwykle w albumie picassa.