wtorek, 26 maja 2009

Wakacje

Nadszedł czas by odpocząć. Zaplanowane od dawna dwa tyg przyszły znienacka, a mijają jeszcze szybciej! Jako że jeszcze nie byłem w Polsce na wakacjach dwu tygodniowych postanowiłem zaliczyć wszystkie najważniejsze punkty wycieczkowe, nie omijając innych atrakcji tj. gabinety lekarskie.
Rozpocząłem od Wrocławia, gdzie siostra (trzy z sześciu) moja przywitała mnie chlebem i pierogami. Prawie cały tydzień we Wrocławiu, spędzony na odwiedzaniu znajomych i wizytach u lekarzy. Dobrze że czasami człowiek może sobie pozwolić na prywatną wizytę u lekarza. Z takimi okresami oczekiwania nigdy bym się nie konsultował.
Po Wrocławiu czas przyszedł na Katowice. Przyjaciel mój Michał przyjął mnie ze śląską gościnnością, powściągliwą acz życzliwą. Trochę czasu spędzonego nad stołem operacyjnym przypomniało mi jakie studia skończyłem.
Wreszcie Kraków i mój brat (cztery z sześciu). Mój osobisty przewodnik był bardzo dobrze przygotowany do pokazania mi najważniejszych atrakcji starej stolicy Polski.
Wspaniała pogoda i super wycieczka!
Teraz tydzień w domu w Radymnie. Intensywny ale mam nadzieję że wreszcie odpocznę!
Zobaczymy...
Zapraszam do obejrzenia albumu z tego wyjazdu na moim albumie.

niedziela, 10 maja 2009

When no man has gone before

Nie mogę się nazwać fanatykiem Star Treka, ale z całą pewnością mogę o sobie powiedzieć uświadomiony wyznawca. Kiedy usłyszałem o planach nakręcenia tego filmu, byłem zaciekawiony. Jak jeszcze można wykorzystać stare kanony z tego uniwersum? Gdzie zostało coś do pokazania? Potem dowiedziałem się że film opowiadać będzie o początkach współpracy najsławniejszej załogi statku USS Enterprise. Kapitan Kirk & Co. Idea mi się spodobała. Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć o dobrze nam znanych bohaterach.
Wczoraj udałem się do kina by zobaczyć na własne oczy czy film był warty oczekiwania.
Od pierwszej minuty obraz wbił mnie w fotel. Przez cale 2 godziny trwania trzymał w nieustannym napięciu, jak prawdziwe kino akcji. Czegoś takiego w Star Treku jeszcze nie było.
Oszczędzono widzom tzw techno-gadki, mimo że używane są opisy techniczne, jest ich zdecydowanie mniej niż w niejednym odcinki któregokolwiek z seriali Star Trek. Efekty specjalne niesamowite. W pewnym momentach czułem się jakbym stał pośrodku mostka statku kosmicznego. Co do meritum filmu, scenarzyści skupili się na opowiedzeniu widzowi historii początku przyjaźni Kirka ze Spockiem. Dużą cześć czasu poświęcona jest walce natury ludzkiej (emocjonalnej) z naturą vulcańską (logiczną) w osobowości Spocka. Nie zapomniano też o podstawach buntowniczego zachowania kapitana Kirka w jego późniejszej służbie na pokładzie Enterprise.
Prawdziwi trekerzy zauważą pewne nieścisłości w wątkach poruszonych w tym filmie (np Kirk urodził się w mieście Riverside w stanie Iowa a nie na statku kosmicznym), ale myślę że jest to dobrze nakręcony film i każdemu nawet nie zorientowanemu w sprawie widzowi przyniesie radość oglądania.
Jedyne do czego muszę i chcę się przyczepić to ścieżka dźwiękowa, miała nadać filmowi pewnego patosu, podniosłości i charakteru a w pewnych momentach najnormalniej przeszkadzała!!! Jestem niepocieszony że nie skorzystano z pewnych wątków z trekowej nuty. Choć zaakcentowanie było by wspaniałym hołdem dla starej serii.
Ogólna ocena: WARTO!
Oficjalnie rozpoczynam teraz czas oczekiwania na kolejną cześć w tej nowej serii przygód załogi tak sławnego statku kosmicznego Zjednoczonej Federacji Planet Enterprise.

wtorek, 5 maja 2009

30 000 mil naziemnej żeglugi

W styczniu 2008 roku po półrocznych zmaganiach z systemem uzyskałem prawo jazdy kategorii B. Szczególnie nie było mi potrzebne ale że chciałem wyjechać do pracy, zobligowany zostałem do zdania egzaminu. Większość moich znajomych, czy to z liceum czy ze studiów prawo jazdy juz dawno mieli gdy ja w czasie kursu miałem problemy ze sprzęgłem. Rok minął i mam na swoim koncie bez mała 30 000 mil (ok 48000 km) przejechanych za sobą! Nie próżnowałem. Początek był trudny, nadal mam problemy z parkowanie ale żadnych większych wpadek nie zaliczyłem. Do czasu... Oto pod koniec marca, wracając z pracy zmęczony i rozkojarzony "zaparkowałem" swoim Clio w tył "jeepa". Hmmm... Mój samochód pokiereszowany a jeep nawet nie draśnięty. Ale co samochód to samochód. Najważniejsze że po takiej wpadce mój jeszcze nadawał się do użytku.
Co było potem? Musiałem oddać samochód do naprawy, nie opiszę Wam całości sytuacji, tylko dam Wam radę, jeśli możecie omijajcie angielskie garaże naprawiające samochody, a gdy musicie skorzystać z ich usług dokładnie opiszcie czego oczekujecie od zakładu. Nie pozostawcie cienia wątpliwości o jakie naprawy Wam chodzi. Ja tego nie zrobiłem i teraz płacę. Ale nic to...
Na koniec fotka mojego samochodu po kolizji.

Bez tytułu

Sprowadzony na ziemię, zbesztany i zmieszany z błotem, powracam. Tak, kajam się! To mój rekord nieobecności na blogu. Nie mam wymówki ani wytłumaczenia.
Wiele się działo i po troszę uaktualnie moje wpisy. Dajcie mi czas!